
Urodziłem się 3 lutego 2010 we Wrocławiu w Hodowli Wilcze Serce. Tata (SHARM Avax Hof) jest Czechem, ale doskonale rozumie po polsku, mama (SELI Wilcze Serce) - to rodowita Polka. Taka prawdziwa Matka Polka po prostu:) Rodziców mam fajnych - tato grywał w filmie, a z każdej wystawy wraca z tytułem. W 2008 roku podbił nawet Drezno (tak, naraził się - Czech z polskim paszportem pokonał tyle owczarków w ich ojczyźnie i został zwycięzcą Europy...:) Mama - Seli - podobnie jak ja urodziła sie we Wrocławiu i jest już Młodzieżowym Championem Polski. Mezaliansu więc nie było.
Mam trochę rodzeństwa: 6 braci i jedną siostrę - Carismę (zupełnie jak w tej bajce o siedmiu krasnalach i pannie, której za żadne skarby nie chcieli odłączyć od respiratora uparcie czekając na księcia;). W naszej hodowlanej bajce też do każdego z nas ktoś fajny przyjechał... Po mnie aż we trójkę sie wybrali:) Ale do rzeczy. Odkąd przeprowadziłem się do Płocka nie utrzymuję z rodzeństwem kontaktów, wiem tylko, że Carisma mieszka w okolicach Zielonej Góry razem z moim bratem Czardaszem.
Tak się fajnie złożyło, że od 27 marca br. jestem Płocczaninem. Rosnę, uczę się, bawię, rozrabiam... Polubiłem już doktora Michała Ziólkowskiego, który dba o moje zdrowie, nieśmiało zaczynam szczekać na dobermana z sąsiedztwa:) Z nim chyba się nie polubimy.... Nie uwierzycie, ale on ma na imię... Szakal... czad, nie? Jak pierwszy raz usłuszałem jego ksywę, to popuściłem;) Podobno nie tylko ja...
Ogólnie jest zaje....fajnie (przepraszam, ale to właśnie słowo najlepiej oddaje stan mojej psiej duszy) w moim nowym domku, ale o tym opowiem później, jak trochę dorosnę. Teraz lecę siku do kuchni, póki nikt mnie nie widzi
Z wilczym pozdrowieniem - Conor.
Ufffffff.....co za ulga:) Jestem tu dopiero trzeci tydzień, a już przytyłem ponad 2 kilo. Mam już 10 tygodni i ważę 6,2kg! Pora spoważnieć i zastanowić się nad dietą - nie wiem czemu, ale wczoraj zjadłem piszczałkę od kiełbasy...Zero smaku... Nie dość, że popsułem zabawkę, to jeszcze doświadczyłem nowego doznania: rzygałem. Średnia przyjemność, ale przynajmniej piszczałka się znalazła:) Jutro przyjeżdza Pan mojej Pani - on ciągle coś naprawia i psuje, może moja piszcząca kiebłasa będzie taka jak dawniej? Dziś jest ciepło, balkon otwarty, więc sikam w ogórdku. I tam własnie lecę, nara:)
Już jestem z powrotem. Słyszałem w radiu, że mamy dziś 14 kwietnia. Cokolwiek to znaczy, to chyba ważne. Ale nie dla mnie:)
Robi się niewesoło... Kupili mi grzebień. Ciekawe po co? I czemu taki duży? I jeszcze czerwone szelki i smycz. Fajne, tylko za czerwone. Mało męskie takie jakieś. Z tymi szelkami to nawet dobrze się stało. Oni się ubierają przed wyjściem z domu, to czemu nie ja? No i tak się zaczęło się dziać: jeśli i ja się ubieram to znak, że wychodzimy za bramę i jest to tak zwany spacer. Czy wszyscy wychodzą na ten spacer tylko po to, żeby zrobić kupę??? Bez sensu. Muszę to przemyśleć...

W miniony piątek byłem na szczepieniu. W wolnej chwili podzielę sie wrażeniami (a tych nie brakowało, oj nie). Teraz powiem tylko tyle: jestem już duży - na jamniki patrzę z góry, a psychiczy pitbull nie robi na mnie większego wrażenia. Aaaaa...byłbym zapomniał o jednej ważnej rzeczy. Myliłem sie co do Szakala. To w porządku gość. Najlepszy kumpel na osiedlu!
Od dziś stwierdzenie "przywitać Pana z wielką pompą" nabrało zupełnie nowego znaczenia:) W tym ubraniu chyba do Warszawy nie wróci, he, he.... A co mi tam:) Dopiero za tydzień skończę trzeci miesiąc życia, wiec na razie wszystko mi wolno i wszystko wypada robić. Potem się zobaczy.... Znów chyba urosłem:

Zgadza się. Urosłem i przybrałem na masie. Licznik wagi zatrzymał sie na 8kg! Podobno to norma dla takich jak ja (mam 84 dni - dzielimy to przez 10 i wychodzi wzrocowa waga DONka - Donek to nie od Tuska tylko od Długowłosego Owczarka Niemieckiego - jasne?). W lecznicy było okej - zero zastrzyków, świecenia w oczy i grzebania w uszach... tylko znów te tabletki na robaki...tęgoryjce... Ale plusem w tej sytuacji jest to, że zawsze do tabletki dostanę coś extra:)
3-go maja miałem urodziny... Wchodzę w czwarty miesiąc życia! Z tej okazji byli goście - jacyś ludzie i ciocia Afera. Fajna sunia - też owczarek. Cały wieczór super zabawy na ogródku. Szał normalnie. Mamy kilka wspólnych fotek, a jak będe duży to będziemy też mieć wspólne dzieci. Extra:) Na urodzinowy prezent dostałem wieeeeeeeelką kość cielęcą. Lepszego prezentu nie mógłbym sobie wymarzyć. Poza tym nie jestem juz wożony w samochodzie na siedzeniu, tylko mam tam swoje miejsce z tyłu. Podoba mi się to i teraz już rozumiem, dlaczego się mówi "Citroen - polubisz każdą drogę".
Ale żeby nie było tak miło, to mam jeszcze dwie mniej fajne wiadomości: coś mi się dzieje z uszami... Szczególnie z lewym - coraz częściej sie podnosi i dziwnie stoi. O co może tu chodzić? Pani sie cieszy, a ja czuję, że wyglądam co najmniej asymetrycznie - jak Fred w filmie Chłopaki nie płaczą, gdy mówił, że oddałby sobie za cośtam odciąć rękę. Pożyjemy, zobaczymy. Dobrze, że już nie puszczają na dobranockę Misia Uszatka, bo Szakal mógłby mieć powody do tanich drwin... Drugi news to taki, że w sobotę idę do szkoły. I to już mi się w ogóle nie podoba.
Trochę mi się zaległości narobiło... Tak więc po kolei: wspominałem przed tygodniem o uszach. Dziś (czyli 25 maja) jest już w miarę dobrze. Podniosły sie obydwa i tak to chyba musi być, bo jak podglądam innych swoich krewniaków, to oni też tak mają. To nawet fajne jest, a o ile więcej słychać! I powiem Wam w tajemnicy, że dzięki temu całkiem dobrze mi idzie w szkole. Po prostu wiem, co do mnie mówią, he, he....:)

I w taki oto sposób doszliśmy do drugiej zaległej sprawy - szkoły. Jest to w zasadzie "psie przedszkole" i więcej tam zabawy niż pracy. Takie tam siad, zostań, równaj, biegaj... Drobnostka, a przynajmniej nawsuwam sie parówek. Pan Darek (treser, czy nauczuciel - nieważne, jak zwał tak zwał) też jest okej. Pierwszy egzamin dopiero późną jesienią, więc spoko:).

A co poza tym? Poza tym - to same dobre rzeczy. Miałem kolejne szczepienie (ale bez LEPTO, bo doktor powiedział, że "nie poleca") - pikuś, ważne było ważenie. Waga pokazała 12kg. Tak więc jestem już trzy razy większy w stosunku do tego, jak zostałem Płocczanianem i mam już jedną trzecią masy dorosłego DONka. Wyrosłem w końcu z tych badziewnych szelek i nareszcie noszę obrożę jak normalny pies. Futerko mi jaśnieje - i to jest najlepsza wiadomość ostatnich dni! Bo nie wiem, czy wiecie, ale nie przepadam za ciemniejszymi ode mnie.... Pan mówi że to adrenalina mi skacze. Być może. Nie znam się na tym jeszcze.
Dwa dni temu poznałem sie z kolejnymi potworami: kosiarka - tylko pierwsze wrażenie jest średnie. Jest w porzo. Zero zagrożenia. Potem było jeszcze ciekawiej: jechaliśmy samochodem. Dłużej niż zwykle. Po drodze był przystanek i dłuuuuuuuugaśny spacer. Masa ludzi, troche psów. Policja też była. Ale najwięcej to było wody. To była tama we Włocławku. Fajnie było. A potem dalsza podróż i weekend w Ciechocinku. Nie powiem - chyba mi sie tam spodoba. Całe moje stado było cały czas ze mną na świeżym powietrzu, spory teren i co ważne - ogrodzony, więc mi się nie rozłazili zanadto. Tu poznałem Stefana. To zielona mega kosiara, na której mój pan siada i jeździ tam i z powrotem. Hałasu przy tym co niemiara, ale on to chyba lubi. Najfajniesze było jednak spanie. Nie w domu, tylko w przyczepie. Ciepło, miło, luźno i trawnik pod nosem. Pod tym trawnikiem jest podobno sporo kretów. To dobrze. Będzie polowanie, jak tam znów pojedziemy.
Jak będę coś pisał następnym razem, to przypomnijcie mi, żebym wspomniał i piwie, które uwielbiam:)
Dawno mnie tu nie było.... Wypada przeprosić, więc: przepraszam:) Dziś mamy pierwszy dzień lata, a ja rosnę i rosnę. Przed kilkoma dniami przy okazji szczepienia przeciwko wściekliźnie wskoczyłem na wagę. 16 kilogramów zrobiło wrażenie nie tylko na mnie. Ale jest okej - doktor o żadnych dietach nie wspominał, za to znów (tak - znów, bo to sie powtarza za każdym razem kiedy tylko jestem w lecznicy) sprawdzał, czy mam jajka na swoim miejscu... Trochę to się już nudne zaczyna robić. Szkoda, że jestem teraz taki szczerbaty - zęby gubię na potegę. Ale te nowe ząbki - rewelacja! Przy następnej wizycie będę już miał czym pokazać, że lepiej mnie TAM nie dotykać:)
A teraz uciekam:
Kochani - mam wielką prośbę o trzymanie za mnie kciuków: 4 lipca jadę na swoją pierwszą wystawę. A co. Jak spadać, to przynajmniej z porządnej kobyły. Będzie to wystawa miedzynarodowa (Siedlce) i nie wiem, czy wygram, ale chcę stanąć na podium. Pomożecie?
Wiem, że sie zaniedbuję w moich literackich obowiązkach, wiem... Ale są wakacje, więc liczę na wyrozumiałość:)
Dziś mamy 3 sierpnia - moje kolejne urodziny!!! Właśnie kończę pół roku i straaaaaaaasznie się ciszę, że nie jestem już "bejbi". To chyba pokłosie tej wystawy w Siedlcach... Dorośli patrzyli na maluchy takie jak ja z jakimś takim lekceważeniem... Nie wiem... Takie przynajmniej odniosłem wrażenie. Co do samej wystawy: TAK - UDAŁO SIĘ i dziękuję wszystkim, którzy trzymali za mnie kciuki. Marzenie sie spełniło - stanąłem na podium! Ale nie wygrałem i niedosyt pozostał. Mam nawet swoją spiskową teorię na ten temat, ale to już pozostanie moją słodką tajemnicą. Drugie miejsce w debiucie przyjmuję z pokorą i liczę że za 5 dni w Człuchowie będzie okej (tylko, że znów będe najmłodszy i najmniejszy w stawce - bo tym razem będę klasyfikowany jako szczeniak). Zobaczymy. W każdym bądź razie znów liczę na Wasze kciuki:)
Co poza tym? Ważę 23 kg, zęby są już takie jak trzeba, uszy stoją (bo nie wiecie pewnie, ale w czasie ząbkowania jedno mi całkowicie oklapło), zakończyłem naukę w psim przedszkolu i zaraz po urlopach idę do szkoły (w końcu 1 września kończą sie wakacje:).
Dzisiejszego ranka dopadła mnie jeszcze jedna dobra (chyba) wiadomość. Mój panicz dostał sie na studia i niedługo wyjeżdża z domu. To jest ta zła strona medalu - bo kogo bedę podgryzał???? Dobra to ta, że zwolni się pokój i po cichu liczę, że na moją korzyść. A co? Ma pusty stać? I taka wygodna kanapa ma być nieużywana? Nie dopuszczę do takiego marnotrawstwa.
Polubiłem czesanie - to naprawde super zabawa z moim panem. Trochę go po tym bolą ręce od moich nowych ząbków, no ale cóż - każda miłość wymaga poświęceń. Obiecuję, że w ciągu kilku najbliższych dni wstawię fotki z Siedlec i Człuchowa - tymczasem merdam do Was moją kudłatą kitą na do zobaczenia.
Nadszedł czas spełniania zaległych obietnic. A więc tak: pierwsze dwie fotki - to Siedlce. Na pierwszej... sami widzicie... znów moja ulubiona kontrola przyrodzenia:

Ech....jakoś to było - i chyba nie najgorzej, skoro na koniec kazali mi się wdrapywać na stołek z cyferką "2". Nie wiem do końca, czemu tak się stało. Sędzia był z Belgii, po polsku powiedział tylko jedno słowo (Conor;) i tyle. Było jak było - nigdy już nie będę startował jako bejbi, więc pierwsze koty (wrrrrrrrrr...) za płoty.

A to już Człuchów.
Gdyby ta wystawa była cztery dni wcześniej, znów byłbym tam jako bejbi. Na szczęście zdążyłem skończyć pół roku i załapałem się do klasy szczeniąt. No i co z tego, że byłem tam najmłodszy? Szczeniak - to brzmi dumnie i teraz ja też mogłem sobie z lekkim politowaniem (ale i godnością starszaka) poparadować wśród bajbusów. Na tej wystawie było naprawdę fajnie. Nie wiem, czy moja Pani, też tak sądzi, bo cztery kółeczka wokół ringu to nie jest chyba to, co lubi najbardziej:) A ja? Tak sie rozkręciłem, że postanowiłem pokazać kto tu rządzi. I nie pokazałem zębów sędziemu. Dopiero w domu dowiedziałem sie, że narobiłem obciachu i gdyby Pan Sędzia nie był tak wyrozumiały, to mógłby mnie zdyskwalifikować. Hmmmm... przecież to miała być tylko dobra zabawa. Przy jajkach zachowałem pełną godność, a zęby... No cóż. Na przyszłość będę grzeczniejszy (chyba, ha, ha;). W każdym bądź razie - ugrałem co było do ugrania i to była frajda nie tyle dla mnie, ile dla mojej Pani, Pana i Panicza.

Moją frajdą były spotkania towarzyskie:
Z chłopakami:
Było jeszcze jedno spotkanie - z Panem Bogdanem z mojej hodowli (to był pierwszy facet, jakiego widziałem zaraz po urodzeniu), a także Wahimem (starszy brat) i Zorią (przyrodnia siostra). Pogadali, poszczekali jak starzy dobrzy znajomi i uwaga: umówili sie na następną wystawę (Budy Miachałowskie, 19 września) - Pan Bogdan obiecał, że zabierze tam moją mamę!!! Już sie cieszę i nie mogę doczekać:)))
Ponieważ jestem już coraz większy, więc czasem nachodzą mnie filozoficzne przymyślenia... I tak oto niedawno leżąc na fotelu (coś z nim jest nie tak, bo mam coraz większe problemy ze zmieszczeniem sie na nim) przyszło mi do głowy, jaką to super sprawą jest mieć swój rodowód. Mam tam podanych jak na tacy całe mnóstwo swoich szacownych przodków (-naście pokolen wstecz!), a większość ma twarzowe fotki. A moi właściciele? Oni chyba nie mają udokumentowanego pochodzenia, bo ciągle szukają, pytają, jeżdżą po parafiach, starych cmentarzach. Chyba chcą sobie coś koniecznie udowodnić... Moja Pani przesiaduje w archiwach, znosi do domku jakieś papiery pisane po rosyjsku... I co? Nie mają nawet połowy tego co ja, he, he.... Ordnung muß sein - jak mawiał mój pradziadek. Ordnung muß sein - jak mawiam ja;)
A teraz kilka słów o finale tego sezonu - Krajowej Wystawie Psów Rasowych w Budach Michałowskich.
Jak wcześniej wspominałem - sierpniowe spotkanie w Człuchowie rozbudziło nadzieje. Zwłaszcza te towarzyskie;) No i stało się!!! Była Moja Mama, byli też moi hodowcy. Był też wujek Wahim (skubaniec - zdobył w Budach Młodziezowy Championat Polski i jest już gościem jak ta lala;). No ale po kolei:
To była moja trzecia wystawa i powiem Wam, że każda kolejna jest lepsza od poprzedniej i zaczyna mi się to po prostu podobać!
O trudach z dojazdem do tych Bud nie będę wspominał, bo to nie moja sprawa (ino właścicieli;).
Na ringu - jak to na ringu: zęby, jajka, bieganie... - nihil novi. Chociaż - była jedna nowinka: Pani Sędzia (czy Sędzina? bo nie wiem jak się mówi) mierzyła mi wzrost taka elegancką żółtą miarką. Nie bolało, ale usłyszałem tak zwanym mimochodem, że lepiej jak bym już przestał rosnąć, bo wyskoczę poza normę 65cm. Hmmm.... To co? mam nie jeść?????

Znów byłem drugi. Nic to. Tym razem za kuzynem z Wilczego Serca. Pani Sędzia (dobra - Sędzina, jeśli ktoś sie upiera) mówiła, że jesteśmy tacy sami i ma problem ze wskazaniem zwycięzcy. Tym razem padło na Berso, ale naprawdę ani trochę się tym nie zmartwiłem. I co ważne - dostałem baaaaaardzo sympatyczną ocenę opisową (bo nie wiem, czy wiecie, ale medale to tylko takie dodatek, ważny jest papierek, który wygląda tak:
No, ale dla mnie najlepsze miało dopiero nastąpić. Wyhasałem się z innymi DONkami (trochę "na zapas", bo to już ostatnia wystawa tego sezonu, a do wiosny daleko...), dostałem buziaka od Mamy

i mocno jej kibicowałem, gdy była w ringu (tez była druga w swojej klasie, fajnie), a gdy Wahim zgarniał całą pulę, to aż szczeknąłem z radości (zresztą nie tylko ja wydałem z siebie dziwny odgłos, bo moi właściciele i hodowcy też, a nawet bardziej;)
No i poznałem Syriusza. Ależ on czarny jest.....Dżizas..... Zobaczcie sami:

Teraz już jestem na 100% pewien, że moje uprzedzenie do tzw.czarnuchów było jedynie dziecięcym kaprysem. Czarne jest piękne i już:)
A co poza tym? Ważę już lekko ponad 30kg i oczywiście rozrabiam. I nie jest to już takie niewinne rozrabianie, tylko same konkrety: na przykład: na balkonie nie ma juz ani jednej lampki solarnej (to znaczy może i jest, ale w zmienionej postaci i formie - ni to ozdoba, a już tym bardziej nie światełko, ha, ha:), a na ogródku kopię nie takie tam sobie dołki, tylko porządne dziury, czy tam nory... Takie wiecie - coś na wzór leja po bombie:)
A teraz uwaga - HIT NAD HITAMI:
Zdarzenie to miało miejsce dnia 14 października roku pańskiego 2010: DO SIKANIA PODNIOSŁEM NOGĘ!!!!!!!!!! Tylną oczywiście....... W życiu bym nie przypuszczał, że sprawi to tyle radości mojej Pani.... Dziwne. Pan mi czasem demonstrował jak sika dorosły facet, ale myślałem, że się wygłupia. Dziś spróbowałem - spoko. Trochę ciężko równowagę utrzymać, ale radość Grażynki - bezcenna

Listopad to podobno ponury miesiąc. Co prawda to mój pierwszy listopadzik, ale potwierdzam: mokro, zimno, cimno…. Zaistniała u nas w domku nowa świecka tradycja. Po każdym spacerze Pani zdejmuje buty (to znaczy robiła to już wcześniej, spokojnie, zaraz się dowiecie do czego zmierzam) – no więc codzienno-pospacerowy rytuał zdejmowania butów, kurtek, czapek i czego tam jeszcze został wzbogacony o wycieranie Conorka. To nie jest fajne. Wszystkie łapy po kolei, a potem całe podwozie mam smyrane ręcznikiem (nareszczcie i ja mam swój ręcznik!!!). Próbowałem z tym walczyć, ale bez skutku.
Ale żeby nie było tak szaro, to powiem Wam, że jest cos nowego: jak już pewnie mówiłem – jakiś czas temu zakończyłem etap przedszkola. Od kilku dni chodzę już do prawdziwej szkoły – będę Psem Towarzyszącym!!! Podoba mi się praca na zajęciach (nie wiem czy Panu Darkowi, który jest moim nauczycielem też, bo jakoś tak niechcący dziabnąłem go w palec. Krwawił niewiele i krótko. Na szczęście szybko wyjaśnił, że ma wszystkie szczepienia ważne, więc spoko). Na przyszłość muszę bardziej uważać;).
Hurrrraaaaa!!! Już wiem jak wygląda śnieg! Rewelacja!!! To coś dla mnie – do tej pory uwielbiałem spacery, ale teraz to normalnie je kocham! No i wycierania ręcznikiem nie ma:) Przed pierwszym białym szaleństwem otrzymałem tylko jedną (ale jakże cenną) uwagę: NIE JEŚĆ ŻÓŁTEGO ŚNIEGU. I tyle.
Co ty gadać, kilka fotek wszystko powinno wyjaśnić:



Mam mały problem (podobno to minie… oby jak najszybciej). Czasem przy sikaniu myli mi się, którą nogę podnieść….. Nieeeeee, spoko, przedniej nie zadzieram, bez przesady. Otóż jest tak, że stoję sobie na ten przykład prawym bokiem do drzewa i niby doskonale wiem, co dorosły pies w takiej sytuacji powinien zrobić, a tymczasem… podnoszę lewą (tylną!!!) nogę i leję…… jest błogo do momentu, gdy nie usłyszę masakrycznego śmiechu moich opiekunów i nie poczuję, że obsikałem sobie lewą przednią łapkę… Zawsze jest mi głupio po takiej akcji.
Idą święta. W domu wyrosło (nagle!) drzewo. Od razu zorientowałem się, że sztuczne i nie wymaga podlewania. I chyba dobrze, że go nie nawoziłem, bo pod tym właśnie drzewkiem pewnego wieczora pojawiły się fajne prezenty. Każdy dostał to, o czym marzył. Ja o giczy wołowej. I nie zawiodłem sięJ Mniam…. Kiedy następne święta???????
A potem był sylwester. Pamiętam go z dwóch powodów: dużo strzelali i to było nawet fajne (nie rozumiem, czemu moi państwo tak się obawiali i ciągle powtarzali: ojojojoj, w sylwestra to będą strzelać, Conorek będzie się bał, co to będzie, co to będzie aj waj…). A Conorek się nie bał, hahaJ. To był pierwszy powód, dla którego zapamiętałem tę noc. A drugi? Tego wieczora zostaliśmy w domu sami z moim paniczem. Długo byliśmy sami, oj długo. Prawie pod koniec nocy wrócili moi państwo. I nieco dziwnie się zachowywali. Szczególnie pan… miał dziwny uczes, głos też jakiś taki bardziej śpiewający. Usiadł koło mnie i zaczął opowiadać gdzie był, co robił….. i zupełnie nie obchodziło go to, że mnie to nic a nic nie interesuje. Darujcie proszę, ale fotek z sylwestra nie zobaczycie. Przynajmniej na razie;).
Styczeń cały zleciał bez większych sensacji. Piękna zima, a ja pełnymi garściami (czy pies ma garść?????) korzystałem z jej uroków. Aż nadszedł TEN DZIEŃ: 3 luty. Od samego rana wszyscy myziali mnie bardziej niż zwykle, żadna prowokacja, by kogoś wkurzyć nie dawała żadnych rezultatów: ani wałkonienie się w pościeli, ani kradzieże kapci… nic. Sytuacja stawała się coraz bardziej deprymująca, aż w końcu się wyjaśniło: dziś mam urodziny!!! Złożono mi życzenia, przysmaczek z cielęciny był mniamuśmy, było naprawdę przemiło. Aż nagle przyszło otrzeźwienie: koniec sielanki? Mam już rok. Więc co? Jestem dorosły i co? Mam już się mitygować, co wypada, a co nie? A guzik z pętelką!!!!! Czy wypada, czy nie to mnie mało obchodzi. Będę taki jak wczoraj i już. Mam przecież wypróbowany sposób na panią (i pana też): nawet jak mocno przegnę i nieźle narozrabiam, to wiem jakiego spojrzenia użyć, by całe wkurzenie bezpowrotnie wyparowało z moich państwa. Metoda sprawdzona i ciągle działa mimo, że mam już trochę więcej niż rokJ
I jak tu nie kochać psa
Kiedy już do domu wracasz,
pies Cię wokół obskakuje
i ogonem caluteńkim
swoją miłość wypisuje.
I jak tu nie kochać psa,
gdy pies wilczy ogon ma?
Kiedy smutno Ci na duszy,
Twój pies mordą trąca Cię,
łeb Ci na kolanie kładzie,
jakby mówił: nie martw się.
I jak tu nie kochać psa,
gdy pies wilczą mordę ma?
Kiedy nie chce Ci się ruszyć,
on ma taki smutny wzrok,
że chcąc nie chcąc po smycz sięgasz
i ku drzwiom kierujesz krok.
I jak tu nie kochać psa,
gdy pies wilcze oczy ma?
Kiedy myślisz, że dokoła
nikt pokochać nie chce Cię,
spójrz na niego. To dla Ciebie
mocno serce bije psie.
I jak tu nie kochać psa,
gdy pies WILCZE SERCE ma?
Wiersz napisany przez p.Barbarę Borzymowską (www.borzymowska.eu ) - publikacja za zgodą autora.
|